Pisanie jako terapia – kobieta pisząca w notatniku, symboliczna scena refleksji i wyrażania emocji

Pisanie jako terapia? Nie zawsze i nie dla każdego

Gdy po raz pierwszy chwyciłam za długopis jako dziecko, nie wiedziałam, że otwieram drzwi do czegoś znacznie większego niż tylko kartka papieru. Mieszkałam w świecie, który nie był dla mnie zbyt łaskawy. Zamiast się skarżyć, zaczęłam tworzyć. Pisanie było moim azylem, ucieczką, schronieniem przed tym, co zbyt trudne i zbyt dorosłe dla dziecięcych ramion. Z czasem jednak przestało być ucieczką. Stało się czymś znacznie więcej.

Dziś pisanie to dla mnie wolność. To przestrzeń, w której nic nie muszę, ale mogę wszystko. Żaden terapeuta nie zastąpi tej chwili, gdy siadam do pustego pliku i tworzę świat, nad którym mam kontrolę. Choć rzeczywistość potrafi być bezwzględna, na kartkach moich opowieści jestem panią losu.

Ucieczka? Nie. Kreacja

Niektórzy twierdzą, że pisanie to forma terapii. Może i tak, ale nie dla mnie. Kiedy ostatnio chorowałam, gdy byłam fizycznie i emocjonalnie wyczerpana, nie napisałam ani słowa. Pisanie to dla mnie akt kreacji, nie ucieczki. To nie plaster na ranę, ale projektowanie mostu do lepszego miejsca.

Są jednak słowa, które nigdy nie trafią do czytelników. Po śmierci mojej mamy zaczęłam pisać do niej listy. Nie publikuję ich, nie dzielę się nimi. To moja osobista rozmowa z kimś, kogo brakuje mi każdego dnia. To jedna z niewielu form pisania, która ma dla mnie wymiar terapeutyczny.

Literatura to nie autobiografia

Nie inspiruję się sobą w moich książkach. Wyobraźnia to potęga, której nie chcę ograniczać do moich własnych przeżyć. Choć przyznaję, że kiedy moja mama chorowała, temat choroby pojawiał się w tle niektórych historii. Nie dlatego, że tego chciałam. Po prostu pewne emocje są tak silne, że przenikają wszystko, nawet fikcję.

Wielu autorów mierzy się z pytaniem, czy w ich książkach ktoś się rozpozna. Ja nie mam tego lęku. Pisanie to nie spowiedź. To sztuka. A sztuka wymaga wolności, nie autocenzury.

Czy pisanie może pomagać innym?

Wierę, że tak. Ale tylko wtedy, gdy jest prawdziwe. Kiedy pokazujemy, że przeszliśmy przez piekło i wróciliśmy z niego z podniesioną głową. Dlatego nie mam nic przeciwko temu, by pisać o trudnościach. Sama robię to na blogu czy w mediach społecznościowych. Ale moje książki? One mają być przygodą. Mają wzruszać, zaskakiwać, intrygować. Terapię zostawiam listom do mamy i milczeniu między wersami.

Wolność i rozwój

Pisanie daje mi wolność. Ale nie tylko tę literacką. Daje mi też przestrzeń do samodoskonalenia. Wyobraźnia, której nie pozwolimy płynąć, z czasem umiera. A ja nie zamierzam pozwolić jej nawet przysnąć.

Jeśli chcesz wiedzieć, jak to się wszystko zaczęło, zajrzyj do mojego wpisu: Moje pierwsze pisarskie próby – jak to wszystko się zaczęło?

A jeśli wolisz zanurzyć się w fikcji, zapraszam na mojego Wattpada, gdzie regularnie publikuję nowe rozdziały “Niewidzialnych sieci”. Więcej o tej książe znajdziesz tutaj: Artykuły o “Niewidzialnych sieciach”

Dziękuję, że jesteś. Jeśli czujesz, że ten wpis Cię poruszył, zostaw komentarz lub podziel się nim z kimś, kto również potrzebuje pozwolić swojej wyobraźni płynąć.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Pin It on Pinterest