Tego lata dopadło mnie coś, czego się nie spodziewałam: totalne wakacyjne lenistwo. Nie ma znaczenia, czy na zewnątrz upał, deszcz, czy jedno i drugie – czasem najtrudniejsze okazuje się… wstanie z łóżka. Ale może właśnie na tym polega lato? Na odpuszczeniu. Na zatrzymaniu się. Na tym, żeby dać sobie pozwolenie, by nic nie musieć.
Letnie priorytety – bratankowy czas
Nie wszystko jednak uległo wakacyjnej stagnacji. Najważniejszym punktem tych wakacji było spotkanie z moim bratankiem, który na co dzień mieszka w Norwegii. Każde takie spotkanie jest dla mnie ogromnie ważne. W tym roku wspólnie spędziliśmy kilka dni w Krakowie – choć, jak się okazuje, dwunastolatki wolą pluskać się w basenie niż zwiedzać Wawel. Cóż, w przyszłym roku uwzględnię to w planach 😉
Ale nie chodziło o miejsca. Chodziło o czas. O śmiech. O rozmowy. O wspomnienia, które zostają na zawsze.
Migreny, upały i… nicnierobienie
Prawda jest taka, że choć planów miałam więcej, rzeczywistość zagrała po swojemu. Migreny, przemęczenie, ciągłe niedotlenienie – to wszystko sprawiło, że zamiast działać, po prostu odpoczywałam. I choć poczucie winy gdzieś tam siedziało z tyłu głowy, to próbuję je zagłuszyć myślą: „Może tego właśnie teraz potrzebuję?”
Nie zawsze trzeba gonić za produktywnością. Czasem warto dać sobie zgodę na reset.
Smaki i zapachy dzieciństwa
Lato to też wspomnienia. Noszę w sobie zapach „zupy” zrobionej z liści, kwiatów i nasion na kamieniu nad rzeką. Dźwięk strumyka, śpiew ptaków i szum brzóz. Dla mnie to nie są tylko wspomnienia – to emocje. To dzieciństwo. To czysta, nieskażona beztroska.
Podobnie jak wakacje spędzane z kuzynkami, gdy czytałam im na głos opowiadania, które pisałam. Bezcenny czas, który do dziś noszę w sercu. I marzę, żeby kiedyś znów wyjechać razem – tak po prostu, jak kiedyś.
Małe przyjemności i wielkie plany
Choć tego lata piszę mniej, czytam więcej. Jem sezonowe owoce i śnię o kolejnym wyjeździe. Nawet jeśli nie wiem jeszcze dokąd, wiem, że potrzebuję podróży. Inspiracji. Czasu tylko dla siebie.
A między tym wszystkim znalazłam się w wyjątkowym miejscu – Hotelu Pollera w Krakowie, pełnym historii, z witrażami projektu Wyspiańskiego. Zajrzyj, jeśli chcesz wiedzieć więcej – ja już wiem, że wrócę tam jesienią.
Wakacyjne lenistwo – wcale nie takie złe
Czasem potrzebujemy nie działać. Przestać. Zatrzymać się. Przeżyć lato nie przez pryzmat listy „do zrobienia”, ale z poziomu serca. Takie właśnie było moje tegoroczne wakacyjne lenistwo. Może nie spektakularne, ale prawdziwe. I moje.
A jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wyglądałby mój idealny dzień pisarski – zajrzyj do wpisu: Idealny dzień pisarski – jak wyglądałby mój twórczy rytuał?

Leave a Reply