Książka, która porusza emocje – przedostatni rozdział przed wielkim finałem

Kiedy książka staje się czymś więcej niż fikcją

Do zakończenia „Niewidzialnych sieci” pozostał już tylko jeden rozdział. Ten ostatni krok ku końcowi to moment szczególny – dla mnie jako autorki, i – mam nadzieję – także dla tych, którzy od początku śledzą losy Diany. Ta książka nie była kolejnym projektem ani literackim eksperymentem. To historia, która przyszła do mnie sama, niesiona echem prawdziwych wydarzeń. Może niektórzy czytelnicy domyślą się, które wątki mają korzenie w rzeczywistości. Dla mnie ta opowieść to emocjonalny labirynt, w którym sama się gubiłam – czasem z premedytacją, by nie pójść zbyt łatwo i za szybko.

Nie planowałam szczegółowo jej struktury. Pisałam intuicyjnie, bez gotowego planu – co zdarza mi się rzadko. Ale od początku wiedziałam, że ta książka będzie czymś więcej niż fikcją. Że potrzebuję jej nie tylko jako pisarka, ale jako człowiek.


Bohaterowie, którzy nie są ani dobrzy, ani źli – są prawdziwi

Najbardziej bolesna postać tej książki? Zosia. Kobieta z zespołem Downa, której historia pierwotnie miała pojawić się w zupełnie innym tekście. A jednak to właśnie „Niewidzialne sieci” okazały się jej miejscem. I nie była to łatwa decyzja. Zosia nie została napisana, by wzbudzać litość. Jej wątek jest dramatyczny, pełen przemilczanych emocji, przemocy, bezradności. I choć cała książka obfituje w trudne, psychologicznie gęste sceny – Zosia bolała mnie najmocniej.

Ale tak naprawdę żaden z bohaterów tej historii nie jest jednoznaczny. Diana – główna postać – to kobieta niejednoznaczna, momentami krucha, momentami bezwzględna. Jej losy opisałam także w osobnym artykule: Kim jest Diana? Poznaj główną bohaterkę “Niewidzialnych sieci”

W tej książce nie ma czystych motywów ani bohaterów bez skazy. Intymność miesza się z przemocą. Pożądanie z ucieczką. Empatia z manipulacją. To książka o świecie, który nie wybacza słabości, a jednocześnie – bardzo jej potrzebuje.


Pisanie, które boli – i uzdrawia

Nie ukrywam – pisało się ją miejscami zbyt łatwo. I właśnie wtedy przerywałam. Odkładałam klawiaturę, robiłam krok w tył, żeby z dystansu spojrzeć na bieg wydarzeń. Nie chciałam, by fabuła płynęła zbyt gładko. Wolałam ją rozdrapać, zmącić, sprawić, że coś się rozsypie.

Choć od ostatniego rozdziału dzieli nas już tylko krok, nie jestem pewna, czy to naprawdę koniec. Być może zakończenie będzie wymagało kilku dodatkowych scen – dwóch, trzech rozdziałów więcej – by domknąć wszystko tak, jak należy. Już teraz zapraszam Cię do przeczytania całości na Wattpadzie:
👉 „Niewidzialne sieci” na Wattpadzie

Prawda i fikcja – gdzie się kończą, gdzie zaczynają?

Choć inspiracją były fakty, „Niewidzialne sieci” to w pełni fikcyjna książka. Ale emocje – te są jak najbardziej prawdziwe. Czasem pisząc, widziałam sceny jak obrazy. Jak filmy, które przewijają się w głowie, a ja tylko spisuję to, co już się wydarzyło. Ta książka płynęła obrazami, kadrami, dotykiem, krwią, zapachem strachu.

Nie planowałam, by było w niej tak wiele scen intymnych. Ale gdy przyszły – miały sens. W tej historii każda bliskość coś znaczy, każda nagość coś obnaża. Ani razu nie są tylko dodatkiem.


Dla kogo jest ta książka? I dlaczego musiałam ją napisać?

Nie potrafię odpowiedzieć, dla kogo dokładnie napisałam tę książkę. Wiem, że jest dla tych, którzy nie boją się emocji. Którzy chcą przeżyć coś mocnego, wejść w świat trudny i mroczny, ale jednocześnie hipnotyzujący.

Czy to książka dla każdego? Nie. Ale jeśli czujesz, że potrzebujesz opowieści, która Cię poruszy – nie powierzchownie, ale do głębi – to może właśnie jej szukasz.

Bo są książki, które się tylko czyta.
I są takie, które zostają na długo.

„Niewidzialne sieci” należą do tej drugiej kategorii.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *