Refleksja nad tym, czy czuję się artystką – osobista perspektywa twórczości

Czy czuję się artystką?

To pytanie wraca do mnie co jakiś czas – czasem z ust innych, czasem z mojego własnego wnętrza. I choć kiedyś odpowiadałabym bez zawahania: „Tak, jestem artystką”, dziś wiem, że bycie artystką to coś więcej niż tylko tworzenie. To proces dojrzewania, wewnętrznej pokory, a czasem wątpliwości. Ale od początku.

Tworzenie od dziecka – pierwsze oznaki artystycznej duszy

Z artystycznym „zacięciem” przyszłam na świat. Od najmłodszych lat tańczyłam, śpiewałam, występowałam na scenie i pisałam. Dla wielu byłam tym dzieckiem, które żyje w świecie wyobraźni. I tak było – każda forma ekspresji była moim naturalnym językiem. Czułam się artystką całą sobą. Ale życie zrobiło swoje – z czasem niektóre dziedziny odeszły w cień, a inne zyskały na znaczeniu. Pisanie i projektowanie graficzne zostały ze mną najdłużej.

Choć zawodowo zajmuję się grafiką i projektowaniem, nie utożsamiam tego zawodu w pełni z byciem artystką. Czuję się rzemieślnikiem – dobrym rzemieślnikiem, który zna narzędzia i zasady gry, ale który nie zawsze ma przestrzeń na własną ekspresję. Pisanie natomiast – to inna historia. To właśnie w pisaniu mam szansę być prawdziwie sobą.

Kim jest artysta?

Dla mnie artysta to ktoś, kto daje coś z siebie. Kto nie boi się zajrzeć głębiej, nawet jeśli kosztuje to spokój, stabilność czy energię. To ktoś, kto nieustannie odczuwa głód tworzenia i robi wszystko, by go zaspokoić – często kosztem wygody czy komfortu. Artysta to też ktoś, kto z pasji potrafi uczynić swoją rzeczywistość – niezależnie od tego, czy tworzy w cieniu, czy na oczach tysięcy ludzi.

Często mówi się, że artyści to osoby szczególnie wrażliwe. I coś w tym jest – czują więcej, odbierają świat intensywniej, zauważają niuanse tam, gdzie inni widzą tło. Ale bycie artystką nie jest dla mnie synonimem cierpienia czy udręki. Wręcz przeciwnie – czuję się szczęśliwa, gdy tworzę. A gdy tego nie robię – tęsknię.

Czy twórczość wymaga potwierdzenia?

To pytanie pojawia się często w kontekście pisania – czy warto tworzyć, jeśli nie ma się gwarancji wydania? Czy można nazywać się artystką, jeśli nie ma się „pieczątki” sukcesu? Dla mnie odpowiedź jest prosta: warto. Zawsze warto tworzyć, jeśli czuje się taką potrzebę.

Zresztą, dla mnie twórczość zawsze była powiązana z odbiorcą. Nigdy nie pisałam do szuflady. Uważam, że co napisane – powinno zostać przeczytane. Nawet jeśli tylko przez jedną osobę, która to doceni. Dzielę się fragmentami mojej pracy nie dlatego, że potrzebuję potwierdzenia, ale dlatego, że wierzę w siłę dzielenia się tym, co szczere.

Czy jestem artystką?

Na to pytanie odpowiadam dziś inaczej niż kiedyś. Już nie czuję potrzeby, by nosić ten tytuł jak order. Ale wiem, że jestem tym, co tworzę. A skoro tworzę z pasją, zaangażowaniem, sercem – chyba po części artystką jednak jestem.

I jeśli uda się kiedyś na tym zarabiać – to będzie spełnienie marzenia. Ale nie dlatego, że pieniądze to miara wartości, tylko dlatego, że mogę żyć z tego, co kocham robić. A to ogromne szczęście, które chciałabym życzyć każdej osobie z artystyczną duszą.


📎 Linki wewnętrzne i zewnętrzne (na końcu wpisu):

👉 Jeśli interesuje Cię temat sensu pisania bez gwarancji wydania, koniecznie przeczytaj również:
Czy warto pisać, jeśli nie masz gwarancji wydania?

👉 Moje książki, w których tworzę zupełnie inne światy, możesz czytać za darmo tutaj:
Mój profil na Wattpadzie

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *